wtorek, 14 czerwca 2016

Rozdział II Rozpoznany i zdemaskowany cz. 1

  Każdy jest inny, każdy może ukrywać coś ważnego. Przyglądając się sporej ilości uczniów, większość zaczyna się zastanawiać nad tym, jacy są, co myślą o tobie, bądź wyobrażać sobie dokładny ich obraz. Nie ma w tym nic złego, najgorzej jest wtedy, kiedy przychodzi czas, żeby ich poznać, zaczynają się kłopoty, patrząc na schludnie ubraną osobę, myślisz sobie, że jest porządną i miłą osobę, ale ona okazuje się być zupełnie inna. Z drugiej strony to dobrze, ale czasem doznajemy jeszcze większego rozczarowania. Gdy osoba ma poza swą wykreowaną powłoką coś głębszego, a nie zawsze są to pozytywne cechy.
   Vivianne była na szkolnym dziedzińcu i z skrzywionym wyrazem twarzy patrzyła na jej nową szkołę, była naprawdę duża i zaczęła się już martwić, czy w ogóle znajdzie odpowiednią salę. Miała nadzieję, że jej tato załatwił wszystko, gdy ją tutaj zapisywał, a raczej jego sekretarka to zrobiła. Szybkim krokiem zaczęła omijać ludzi spotkanych na dziedzińcu, było tam naprawdę spora ilość uczniów. Zgrabnie ich omijała.
     Jednakże ta passa powodzenia nie mogła trwać dla niej wiecznie, była naprawdę pechową osobą. Zmartwiona spojrzała na zegarek, a żołądek podszedł jej aż do gardła. Miała zaledwie pięć minut na znalezienie klasy w tak ogromnej szkole. Nawet nie podniosła wzroku, przyglądała się wskazówce, która niestety ciągle parła na przód. Nim zdążyła spojrzeć na przód wpadła na kogoś i runęła na ziemię, usłyszała charakterystyczny dźwięk, który towarzyszył rwącym się rajstopom. Zmarszczyła brwi i spojrzała na osobę na którą wpadła, a raczej na brązowe buty. Podniosła głowę do góry. Wpadła na blondyna o miodowych oczach, który uśmiechnął się niezręcznie i kucnął obok niej.
  – Naprawdę przepraszam... spieszyłem się i Cię nie zauważyłem. – odrzekł i podał jej dłoń, chwyciła jego dłoń, a on pomógł jej wstać.
   – Nie szkodzi... to moja wina, nie uważałam. – odparła miłym głosem i uśmiechnęła się do wysokiego blondyna. – patrzyłam na swój zegarek i nawet nie zerknęłam do przodu. To ewidentnie moja wina, poza tym mogłeś mnie nie zauważyć ze względu na mój niski wzrost. Kolejny dowód na to, że to moja wina, powinnam bardziej uważać. – dodała z neutralnym wyrazem twarzy.
    – Naprawdę... to moja wina, przepraszam Cię bardzo. Jestem Nathaniel, możesz mi mówić Nath, jeśli chcesz. – powiedział z serdecznym uśmiechem na twarzy, jego grzeczność była naprawdę miłą odmianą, ale raczej była nazbyt przesadzona.
    – Miło mi poznać, jestem Vivianne. – odpowiedziała. - przepraszam... ale aktualnie szukam klasy trzydzieści pięć, jestem nowa i nie za bardzo orientuje się gdzie jest ta sala.
    – Ech... pokażę Ci gdzie jest ta sala, tylko więcej mnie nie proś o takie rzeczy? Już i tak ciężko się pozbyć reputacji chłopca na posyłki... – zaczął iść przed siebie, a Vivianne szła za nim. Nie za bardzo przejęła się dość sporymi oczkami na rajtuzach, ponieważ była na taką ewentualność przygotowana i na następnej przerwie chciała szybko je zmienić.
       Niestety za nim w ogóle przedostali się przez tłum ludzi dawno zabrzmiał dzwonek.
   – Spóźnisz się już na pierwszą lekcję... – stwierdził. – ja się też spóźnię, ale to nic, jakoś mi to odpuszczą. Z tobą będzie gorzej, w naszej szkole panuje niezły rygor odkąd nasza dyrektorka stała się vice dyrektorką. – westchnął.
    – To nie jest za ciekawie, nigdy się jeszcze nie spóźniłam na lekcję. Zwykle byłam punktualna. Ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Nathanielu nie musisz mi pomagać znaleźć sali, poradzę sobie sama, nie chcę, żebyś przeze mnie spóźnił się jeszcze bardziej.
   – Jak już powiedziałem, że to zrobię, to to zrobię, jasne? - westchnęła głęboko i nieznacznie kiwnęła głową. – chodźmy już. – szła obok niego, choć ciężko było jej dotrzymać mu kroku, ponieważ miał znacznie dłuższe nogi i poruszał się dużo szybciej od niej. Szli tak w milczeniu.
    – Twoją pierwszą lekcją jest włoski, nieprawdaż?
   – Owszem, czemu tak nagle z tym wyskoczyłeś?
   – Ponieważ u nas przedmioty dotyczące nauki języków obcych są łączone, ja również mam włoski. W której klasie jesteś?
   – Jak mniemam jestem w drugiej be.
   – Ja natomiast jestem w drugiej a, więc jedynie będziemy mieli razem włoski oraz angielski.
  – Zgadza się.
     Chłopak zapukał do drzwi na których była spora cyfra 35. Wszedł do środka, a za nim weszła brązowowłosa.
  – Przepraszam za spóźnienie. – odparł nienaturalnie miłym głosem. – Spóźniłem się wraz z Vivianne dlatego, że jest tutaj nowa i poprosiła mnie, żebym ją oprowadził.
   – Ech... dobrze, niech będzie, ale żeby to spóźnienie nie powtórzyło się kolejny raz, rozumiemy się?
   – Oczywiście. – odpowiedział i usiadł na swoje miejsce. Vivianne rozejrzała się po klasie szukając wolnego miejsca, zobaczyła jakieś ostatnie wolne miejsce przy oknie. Zrobiła krok do przodu.
   – Może przedstawiłabyś się klasie? – zaproponował z uśmiechem nauczyciel o jasnych oczach.
   – Nie ma problemu, jednakże nie za bardzo wiem, co powiedzieć o swej osobie, więc łatwiej by było, gdyby zadawali mi pytania, na które chcieliby uzyskać odpowiedź.
   – Jeśli tak według Ciebie będzie łatwiej, możecie zadawać pytania, tylko nie durne, to tyczy się połowy klasy. – zgromił poniektóre osoby wzrokiem.
    – No więc, najpierw zacznę od przedstawienia się. Jestem Vivianne de Valois, Jeśli macie jakieś pytanie śmiało możecie je zadawać, ja nie gryzę, czasem. – dokładnie spojrzała na osoby siedzące w podwójnych ławkach, widać było, że niektóre osoby chciały podnieść rękę i zadać jej jakieś pytanie.
  Siedzący na końcu czerwonowłosy przewrócił oczami i spojrzał na siedzącego obok siebie białowłosego.
   – Ta laska wydaje się być irytująca... – stwierdził zniesmaczony.
  – Najpierw trzeba ją poznać, żeby takie coś stwierdzić Castiel. – westchnął cicho. W tym samym czasie blondynka o turkusowych oczach zadała jej dość mało istotne pytanie.
  – Moje rajtuzy? – Vivianne trochę się zdziwiła. – są podarte ze względu na to, że niefortunnie zetknęły się z betonowym podłożem, a wszystko przez moją nieuwagę. – Lysander spojrzał na dziewczynę i podniósł jedną brew do góry.
   – Faktycznie irytująca... – powiedział cicho, na tyle cicho, żeby siedzący obok niego chłopak tego nie usłyszał.
   – Jeszcze jakieś pytania? – niebieskooka wzbudziła u Vivianne zainteresowanie, kojarzyła ją.
  – Skąd wziął się taki krasnal, jak ty? – spytał ironicznie szarooki. Brąz włosa spojrzała w jego stronę z neutralnym wyrazem twarzy, uśmiechnęła się.
  – Naprawdę zabawne pytanie, z przyjemnością udzielę na nie odpowiedzi, chociaż może to być  dla Ciebie dość skomplikowane, buraki chyba zbyt szybko nie przyswajają informacji?  – większość klasy zaśmiała się cicho. Natomiast sam "burak" nie wyglądał, jakby było mu do śmiechu, zacisnął rękę w pięść i zacisnął zęby.
  – Uspokój się Castiel. – odparł siedzący obok niego Lysander.
  – Ta mała... odgryzł bym się, ale wolę zrobić to później.
   Po kilku bezsensownych pytaniach na które musiała odpowiedzieć usiadła na wolne miejsce. Praktycznie nic nie widziała, raczej rzadko się zdarzało, żeby ktoś z drugiej liceum miał wzrost poniżej metra sześćdziesięciu. Westchnęła głęboko i zmarszczyła brwi.
   
   Dzień w szkole mijał jej wyjątkowo spokojnie, wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że na przerwie obiadowej postanowiła zajrzeć do swojej szafki. Z purpurowej szafki wypadł biały liścik. Nieźle się zdziwiła, był to jej pierwszy dzień w szkole, a już dostała jakiś liścik? Był on naprawdę ładnie zapakowany, lecz nie było napisane do kogo jest zaadresowany. Niepewnie otworzyła lawendową kopertę i wyciągnęła z niej białą kartkę, na której ktoś coś napisał, ta osoba miała naprawdę przepiękne pismo. Był to list miłosny, niestety w liście nie było opisanego wyglądu wybranki adresata, więc równie dobrze ktoś mógł pomylić szafki. Odetchnęła z ulgą.
    Postanowiła wybrać się na stołówkę i coś przekąsić, sprawa z listem, ani ją grzała, ani ją ziębiła. Chociaż miło by było, gdyby tak pięknie dobrane słowa o miłości byłyby skierowane w jej stronę.
     Stołówka była naprawdę sporej wielkości i jak to w każdej szkole podzielona była na wiele osób, zaczynając od tych bardziej popularnych, kończąc na najbardziej znienawidzonych. Ustawiła się do dość sporej kolejki po jedzenia, mogła sobie nakładać takie pożywienie, jakie chciała, ale szczerze mówiąc nic nie przypadło zbytnio do jej wygórowanego gustu.
   Z talerzem pełnym warzyw zaczęła się rozglądać po stolikach, żeby znaleźć jakiś wolny, gdzie mogłaby usiąść. Właśnie wtedy ktoś złapał ją za ramię, zdziwiła się i odwróciła w stronę tej osoby.


Rozdział II Rozpoznany i zdemaskowany cz. 2
Vivianne była w szoku, nie wiedziała... albo nie chciała wiedzieć. 
– Vivianne... proszę Cię przestań już udawać.
Brązowowłosa odwróciła się w jego stronę jeszcze raz,
 tym razem wiedziała, co powiedzieć. 



   


sobota, 11 czerwca 2016

Rozdział I Jestem Vivianne.

 Vivianne uśmiechnęła się niezręcznie. Gdy weszła do swojego starego pokoju poczuła tyle wspomnień i uświadomiła sobie, że kiedyś jej gust był zupełnie inny, niż aktualnie. Westchnęła cicho po czym ostrożnie położyła walizki na ziemię. Rozejrzała się po pokoju zastanawiając nad tym, co takiego mogłaby zmienić. Jedyne, co jej wpadło do głowy, to to, że może jakoś udekorować białe niezbyt dobrze prezentujące się ściany, a na meblach poprzyklejać swoje rysunki, bądź bezpośrednio coś na nich namalować.
  Właśnie jutro miał być jej pierwszy dzień w szkole, pokładała z nim tyle nadziei, niekoniecznie dobrej, z natury była pesymistką, jednak mimo wszystko starała się za wszelką cenę myśleć pozytywnie albo realnie. Jednak przez jej myśli nie przechodziły żadne pozytywne myśli, sama nawet nie wiedziała, czego tak dokładnie się obawia. Że spotka swoich starych znajomych? Braku akceptacji? Wyśmiania, czy tego wszystkiego? Jedno było też pewne, nie zamierzała się z nikim zbytnio zaprzyjaźniać, był to i tak prawie środek drugiej liceum, więc z pewnością każdy znalazł swoich przyjaciół, a ona nie chciała być piątym kołem u wozu. Wystarczy jej samotność. Podeszła do łóżka, na którym był jedynie materac i usiadła na nie.
   A pomyśleć, że jeszcze tydzień temu była szczęśliwa w swojej poprzedniej szkole, miała jakichś znajomych i to jej wystarczyło, nie chciała nikogo zawieść, więc nie zawierała zbyt dużych przyjaźni i tutaj planowała postąpić dokładnie tak samo. Spojrzała na zegarek, który miała na prawej dłoni. Była pora niedzielnego obiadu, a jej tato był punktualny, więc pewnie już czekał na nią domowy obiadek.
    Wyszła ze swojego pokoju i zeszła na dół, po czym weszła do przestronnej kuchni, która nie była wykonana w nowoczesny sposób. "Twoja mama bardzo lubiła gotycki wystrój wnętrz." Zawsze jej to powtarzał, gdy była jeszcze mała.
   Co smakowitego przygotowałeś na obiad?   spytała z uśmiechem na bladej, jak śnieg twarzy. Mężczyzna o czarnych, jak smoła włosach odwrócił się w jej stronę. Kładł talerze na dębowy stół z przepięknym ciemno oliwkowym obrusie w koronki.
   Zapiekankę z warzywami.  odwzajemnił uśmiech. Pomimo swojego wieku wyglądał dość młodo. Miał taki sam szary kolor oczu, co Vivianne. Była do niego bardzo podobna, nawet miała piegi z resztą, tak jak on.
   Brązowowłosa usiadła na swoim miejscu, gdy talerze były już na miejscu, a świece dodawały niesamowitego klimatu, powoli zaczęła jeść swoją porcję. Dokładnie gryzła każdy kęs dania.
   Vivianne.  jej ojciec wręcz uwielbiał zwracać się do niej pełnym imieniem, choć ona wolała, jak mówił jej imię w zdrobnieniu Vivi, bądź Vivia.  jak myślisz, dobrze postąpiłem znowu tutaj wracając? Jak wiesz tam mój biznes nie kręcił się zbyt dobrze.
   Postąpiłeś bardzo dobrze, tato. Mną się nie przejmuj, przecież ważniejsze jest Twoje zdanie. Prędzej, czy później i tak byśmy tu wrócili...
    Czemu tak uważasz?
   Po prostu ciągnie nas w to miejsce, zawsze tu wracamy. Nawet jeśli chcemy opuścić to miejsce, to nic nie wychodzi nam tak dobrze, jak tutaj.
   Masz rację.  po krótkiej rozmowie wrócili do jedzenia, jak zwykle podczas posiłku panowała cisza, przerywana czasem krótką rozmową. Zwykle była to niepozorna wymiana zdań. Nie było to spowodowane tym, że ich stosunki nie wyglądały za dobrze, po prostu taka cisza u nich była normalna. Zwykle rozmawiali bardzo dużo, pomimo tego, że jej ojciec był zapracowany, zawsze znajdował dla niej chwilę, więc nie mogła narzekać. Nie była typową nastolatką z problemami i nie twierdziła, że jej nie rozumie. Rozumiał ją nawet lepiej, niż ona samą siebie.

   Zaczęła ścielić łóżko, które miało już kołdrę i poduszkę ubraną w czarną  poszewkę. Szarooka opadła na łóżko ubrana w swoją piżamę. Westchnęła ciężko. "Już jutro szkoła, szkoda, że to prawie środek roku szkolnego..." Przykryła się kołdrą i wygodnie ułożyła się w łożu, zamknęła oczy i po chwili usnęła.
  Jak zwykle obudziła się przed budzikiem, była dokładnie piąta rano. Podniosła się do siadu i przeciągnęła się. W pokoju było dość ciemno, przez żaluzje do pomieszczenia dostawał się ani jeden promyk światła. Brązowowłosa wstała z miękkiego łóżka. Zajrzała do przestronnej szafy w intensywnie ciemnym kolorze. Na jednej z półek miała odłożony strój na dzisiejszy dzień, a była to mianowicie koszula z falbaniastym kołnierzykiem, a do tego brązowa spódnica z wysokim stanem. Gdzieś dalej schowały się rajstopy w brąz kropki. Vivianne uśmiechnęła się delikatnie, udała się do łazienki, która była połączona z jej pokojem.
   Stała naprzeciwko lustra ze spiętą grzywką i roztrzepaną fryzurą, jak zwykle rankiem jej włosy miały podwojoną objętość i unosiły się w dziwaczny sposób. Jej codzienna poranna rutyna polegała na przyglądaniu się sobie intensywnie w lustrze. Dokładnie wgapiając się w swoje szaro-karmelowe tęczówki, patrzeniu na bladą twarz oblaną piegami. Białym wacikiem namoczonym mlekiem przejechała delikatnie po swojej twarzy. Robiła to wyjątkowo wolno, jakby była stworzona z porcelany i bała się, że potłucze się na małe kawałeczki, których już nie będzie można posklejać. Na swą twarzyczkę nałożyła krem w białym kolorze, po rannej pielęgnacji twarzy zdjęła z siebie ubrania i zaczęła ubierać się w swoje już uprzednio przygotowaną kreację. Jak na swój wiek nosiła dość specyficzną bieliznę z nadmierną ilością koronek i krojem rzadko spotykanym w pobliskich stacjonarnych sklepach. Nawet ubierała się z dziwną gracją, jakby każdy jej ruch był nagrywany, a ona była aktorką. Reżyser ogłosił, że każdy najmniejszy błąd w jej ruchu będzie liczył się z konsekwencjami. A ona, jak to dobra aktorka daje z siebie wszystko, jest tylko jedno "ale", przecież nie jest żadną aktorką, a nikt nie kazał jej w taki sposób się poruszać.
   Rzuciła jeszcze jedno krótkie spojrzenie w stronę lustra, był to niemalże ułamek sekundy. Wystarczyło jej tylko tyle, żeby stwierdzić, że jest gotowa do wyjścia. Była naturalnie piękna, lecz musiała dążyć do tego naturalnego piękna, nie dostała go od tak.
     Wzięła swój czarny plecak z nadrukiem w czaszki i zegarek, który leżał na biurku. Założyła go na prawy nadgarstek i spojrzała na godzinę, jaką wskazuje. Dokładnie szósta rano, a do pójścia do szkoły pozostała godzina. Zeszła na dół.
   Przygotowała sobie zdrowe śniadanie, musiała dbać o linię z dość istotnej przyczyny. Do śniadaniówki włożyła swój lunch.
      Zawsze czekała dość długo za nim wybrała się do szkoły, wtedy zwykle pisała, bądź rysowała w swoim notatniku, który był mniejszy od kartki, ale większy od zeszytu.

Jedno muśnięcie ustami,
Jedno przelotne spojrzenie,
Jedno dotknięcie dłoni,
Jeden uśmiech... 

Niewinne zakochanie, 
Nie małe rozczarowanie,
Miły uśmiech, 
Młode i niewinne serce.

Ta naiwna miłość,
Spojrzenia się spotykające,
Miłe i niewinne,
To się nazywa młodzieńcze zakochanie. 

    Udało jej się napisać krótki wiersz i do tego narysować ilustrację, która przedstawiała dwie ludzkie sylwetki złączone nitką, kruchą i powoli się rwącą. 
    Spojrzała na zegarek, pora była, żeby wyjść z domu. Wstała z drewnianego krzesła i skierowała się do wyjścia, ubrała buty na lekkim obcasie w kolorze brązowo-cielistym. Założyła czarny płaszcz, opuściła dom.
     Wolnym krokiem szła w stronę swojej nowej szkoły, starała się za bardzo o tym wszystkim nie myśleć, ponieważ czasem, a raczej zawsze myślała za dużo. Tyle myśli tlących się po umyśle było dość uciążliwe, ciężko wtedy skupić na czymkolwiek swą uwagę. 
      Vivianne usłyszała za sobą kroki, jakby ktoś ją śledził, bądź chciał ją dogonić, co było naprawdę dziwne. Przełknęła ślinę. Chciała przyśpieszyć kroku, ale to mogłoby okazać się co najmniej głupie. 


Rozdział II Rozpoznany i zdemaskowany cz. 1
Odwróciła się i co?
- Co to? Jakim cudem znalazło się to w mojej szafce? 
Kiedyś myślała, że samotność jest dobra, nigdy tak bardzo nie miała racji.
- Ej... czekaj! Nie pamiętasz mnie Vivianne? 
Nie zapomniała, nie chciała zapomnieć. 

czwartek, 9 czerwca 2016

Prolog, bo od czegoś trzeba zacząć Vivianne

  Mój drogi pamiętniku... dobra, kogo ja próbuję oszukać? Drogi pamiętniku? Ostatni raz korzystałam z niego w drugiej klasie gimnazjum, a tylko ze względu na dużą krytykę skierowaną w moją stronę. Tak już się dzieje, kiedy człowiek drastycznie się zmienia. Właściwie chciałabym przejść do sedna sprawy, dlaczego w ogóle napisałam do zakurzonego pamiętniczka? Chciałam wypełnić ostatnią stronę jednym z ważniejszych informacji z mojego życia, a mianowicie jestem w połowie drugiej liceum. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że wszystko się skomplikowało, wracam do miejsca, gdzie tak ostro mnie krytykowano, uciekłam stamtąd, nie stawiłam czoła swoim problemom, najzwyczajniej w świecie uciekłam. Z resztą, jak zwykle, nigdy nie byłam na tyle odważna, żeby przeskoczyć przeszkody, a one aktualnie dążą do dorwania mnie i z każdą chwilą są coraz bliżej osiągnięcia celu. Na szczęście stałam się odważniejsza, przeszłam wiele faz i okres buntu, który trwał niecały rok i zaczął się w połowie drugiej klasy gimnazjum i trwał aż do jego ukończenia. Właśnie wtedy wszyscy zaczęli mną gardzić i nienawidzić, choć nie jest to za przyjemne doświadczenie to jednak najlepsza rzecz, jaka mnie spotkała. Zaczęłam się wtedy intensywnie nad sobą zastanawiać i co? Zmieniłam się, zmieniłam styl, dorzuciłam sobie kolejną pasję i pomimo tego, że nikt mnie nie rozumiał, byłam szczęśliwa. Odnalazłam siebie, tego czego tak bardzo pragnęłam, to tak bardzo mnie pochłonęło, ale warto było. Jestem sobą i dobrze mi z tym.
  Zaczęłam zbaczać z tematu, zwykle tak mam, ale to chyba nic złego. Znowu zaczynając temat, który miałam tutaj poruszyć. Nowe liceum. Obawiam się tego wszystkiego, mój tato stwierdził, że praca w Paryżu bardziej mu odpowiada, niż w Londynie i przez to wracam na stary przytulny kąt. Mimo, iż w domu mieszkam tylko ja i mój tato jest on całkiem spory. Powoli kończy mi się strona w pamiętniku i nie za bardzo mogę się rozpisywać, jedynie mogę powiedzieć, że nie mogę się doczekać aż spotkam starych dobrych znajomych, może mi wybaczą? Jednak nie liczę na to za bardzo... straszna ze mnie pesymistka.


Szablon wykonała Sasame Ka z Panda Graphics