Każdy jest inny, każdy może ukrywać coś ważnego. Przyglądając się sporej ilości uczniów, większość zaczyna się zastanawiać nad tym, jacy są, co myślą o tobie, bądź wyobrażać sobie dokładny ich obraz. Nie ma w tym nic złego, najgorzej jest wtedy, kiedy przychodzi czas, żeby ich poznać, zaczynają się kłopoty, patrząc na schludnie ubraną osobę, myślisz sobie, że jest porządną i miłą osobę, ale ona okazuje się być zupełnie inna. Z drugiej strony to dobrze, ale czasem doznajemy jeszcze większego rozczarowania. Gdy osoba ma poza swą wykreowaną powłoką coś głębszego, a nie zawsze są to pozytywne cechy.
Vivianne była na szkolnym dziedzińcu i z skrzywionym wyrazem twarzy patrzyła na jej nową szkołę, była naprawdę duża i zaczęła się już martwić, czy w ogóle znajdzie odpowiednią salę. Miała nadzieję, że jej tato załatwił wszystko, gdy ją tutaj zapisywał, a raczej jego sekretarka to zrobiła. Szybkim krokiem zaczęła omijać ludzi spotkanych na dziedzińcu, było tam naprawdę spora ilość uczniów. Zgrabnie ich omijała.
Jednakże ta passa powodzenia nie mogła trwać dla niej wiecznie, była naprawdę pechową osobą. Zmartwiona spojrzała na zegarek, a żołądek podszedł jej aż do gardła. Miała zaledwie pięć minut na znalezienie klasy w tak ogromnej szkole. Nawet nie podniosła wzroku, przyglądała się wskazówce, która niestety ciągle parła na przód. Nim zdążyła spojrzeć na przód wpadła na kogoś i runęła na ziemię, usłyszała charakterystyczny dźwięk, który towarzyszył rwącym się rajstopom. Zmarszczyła brwi i spojrzała na osobę na którą wpadła, a raczej na brązowe buty. Podniosła głowę do góry. Wpadła na blondyna o miodowych oczach, który uśmiechnął się niezręcznie i kucnął obok niej.
– Naprawdę przepraszam... spieszyłem się i Cię nie zauważyłem. – odrzekł i podał jej dłoń, chwyciła jego dłoń, a on pomógł jej wstać.
– Nie szkodzi... to moja wina, nie uważałam. – odparła miłym głosem i uśmiechnęła się do wysokiego blondyna. – patrzyłam na swój zegarek i nawet nie zerknęłam do przodu. To ewidentnie moja wina, poza tym mogłeś mnie nie zauważyć ze względu na mój niski wzrost. Kolejny dowód na to, że to moja wina, powinnam bardziej uważać. – dodała z neutralnym wyrazem twarzy.
– Naprawdę... to moja wina, przepraszam Cię bardzo. Jestem Nathaniel, możesz mi mówić Nath, jeśli chcesz. – powiedział z serdecznym uśmiechem na twarzy, jego grzeczność była naprawdę miłą odmianą, ale raczej była nazbyt przesadzona.
– Miło mi poznać, jestem Vivianne. – odpowiedziała. - przepraszam... ale aktualnie szukam klasy trzydzieści pięć, jestem nowa i nie za bardzo orientuje się gdzie jest ta sala.
– Ech... pokażę Ci gdzie jest ta sala, tylko więcej mnie nie proś o takie rzeczy? Już i tak ciężko się pozbyć reputacji chłopca na posyłki... – zaczął iść przed siebie, a Vivianne szła za nim. Nie za bardzo przejęła się dość sporymi oczkami na rajtuzach, ponieważ była na taką ewentualność przygotowana i na następnej przerwie chciała szybko je zmienić.
Niestety za nim w ogóle przedostali się przez tłum ludzi dawno zabrzmiał dzwonek.
– Spóźnisz się już na pierwszą lekcję... – stwierdził. – ja się też spóźnię, ale to nic, jakoś mi to odpuszczą. Z tobą będzie gorzej, w naszej szkole panuje niezły rygor odkąd nasza dyrektorka stała się vice dyrektorką. – westchnął.
– To nie jest za ciekawie, nigdy się jeszcze nie spóźniłam na lekcję. Zwykle byłam punktualna. Ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Nathanielu nie musisz mi pomagać znaleźć sali, poradzę sobie sama, nie chcę, żebyś przeze mnie spóźnił się jeszcze bardziej.
– Jak już powiedziałem, że to zrobię, to to zrobię, jasne? - westchnęła głęboko i nieznacznie kiwnęła głową. – chodźmy już. – szła obok niego, choć ciężko było jej dotrzymać mu kroku, ponieważ miał znacznie dłuższe nogi i poruszał się dużo szybciej od niej. Szli tak w milczeniu.
– Twoją pierwszą lekcją jest włoski, nieprawdaż?
– Owszem, czemu tak nagle z tym wyskoczyłeś?
– Ponieważ u nas przedmioty dotyczące nauki języków obcych są łączone, ja również mam włoski. W której klasie jesteś?
– Jak mniemam jestem w drugiej be.
– Ja natomiast jestem w drugiej a, więc jedynie będziemy mieli razem włoski oraz angielski.
– Zgadza się.
Chłopak zapukał do drzwi na których była spora cyfra 35. Wszedł do środka, a za nim weszła brązowowłosa.
– Przepraszam za spóźnienie. – odparł nienaturalnie miłym głosem. – Spóźniłem się wraz z Vivianne dlatego, że jest tutaj nowa i poprosiła mnie, żebym ją oprowadził.
– Ech... dobrze, niech będzie, ale żeby to spóźnienie nie powtórzyło się kolejny raz, rozumiemy się?
– Oczywiście. – odpowiedział i usiadł na swoje miejsce. Vivianne rozejrzała się po klasie szukając wolnego miejsca, zobaczyła jakieś ostatnie wolne miejsce przy oknie. Zrobiła krok do przodu.
– Może przedstawiłabyś się klasie? – zaproponował z uśmiechem nauczyciel o jasnych oczach.
– Nie ma problemu, jednakże nie za bardzo wiem, co powiedzieć o swej osobie, więc łatwiej by było, gdyby zadawali mi pytania, na które chcieliby uzyskać odpowiedź.
– Jeśli tak według Ciebie będzie łatwiej, możecie zadawać pytania, tylko nie durne, to tyczy się połowy klasy. – zgromił poniektóre osoby wzrokiem.
– No więc, najpierw zacznę od przedstawienia się. Jestem Vivianne de Valois, Jeśli macie jakieś pytanie śmiało możecie je zadawać, ja nie gryzę, czasem. – dokładnie spojrzała na osoby siedzące w podwójnych ławkach, widać było, że niektóre osoby chciały podnieść rękę i zadać jej jakieś pytanie.
Siedzący na końcu czerwonowłosy przewrócił oczami i spojrzał na siedzącego obok siebie białowłosego.
– Ta laska wydaje się być irytująca... – stwierdził zniesmaczony.
– Najpierw trzeba ją poznać, żeby takie coś stwierdzić Castiel. – westchnął cicho. W tym samym czasie blondynka o turkusowych oczach zadała jej dość mało istotne pytanie.
– Moje rajtuzy? – Vivianne trochę się zdziwiła. – są podarte ze względu na to, że niefortunnie zetknęły się z betonowym podłożem, a wszystko przez moją nieuwagę. – Lysander spojrzał na dziewczynę i podniósł jedną brew do góry.
– Faktycznie irytująca... – powiedział cicho, na tyle cicho, żeby siedzący obok niego chłopak tego nie usłyszał.
– Jeszcze jakieś pytania? – niebieskooka wzbudziła u Vivianne zainteresowanie, kojarzyła ją.
– Skąd wziął się taki krasnal, jak ty? – spytał ironicznie szarooki. Brąz włosa spojrzała w jego stronę z neutralnym wyrazem twarzy, uśmiechnęła się.
– Naprawdę zabawne pytanie, z przyjemnością udzielę na nie odpowiedzi, chociaż może to być dla Ciebie dość skomplikowane, buraki chyba zbyt szybko nie przyswajają informacji? – większość klasy zaśmiała się cicho. Natomiast sam "burak" nie wyglądał, jakby było mu do śmiechu, zacisnął rękę w pięść i zacisnął zęby.
– Uspokój się Castiel. – odparł siedzący obok niego Lysander.
– Ta mała... odgryzł bym się, ale wolę zrobić to później.
Po kilku bezsensownych pytaniach na które musiała odpowiedzieć usiadła na wolne miejsce. Praktycznie nic nie widziała, raczej rzadko się zdarzało, żeby ktoś z drugiej liceum miał wzrost poniżej metra sześćdziesięciu. Westchnęła głęboko i zmarszczyła brwi.
Dzień w szkole mijał jej wyjątkowo spokojnie, wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że na przerwie obiadowej postanowiła zajrzeć do swojej szafki. Z purpurowej szafki wypadł biały liścik. Nieźle się zdziwiła, był to jej pierwszy dzień w szkole, a już dostała jakiś liścik? Był on naprawdę ładnie zapakowany, lecz nie było napisane do kogo jest zaadresowany. Niepewnie otworzyła lawendową kopertę i wyciągnęła z niej białą kartkę, na której ktoś coś napisał, ta osoba miała naprawdę przepiękne pismo. Był to list miłosny, niestety w liście nie było opisanego wyglądu wybranki adresata, więc równie dobrze ktoś mógł pomylić szafki. Odetchnęła z ulgą.
Postanowiła wybrać się na stołówkę i coś przekąsić, sprawa z listem, ani ją grzała, ani ją ziębiła. Chociaż miło by było, gdyby tak pięknie dobrane słowa o miłości byłyby skierowane w jej stronę.
Stołówka była naprawdę sporej wielkości i jak to w każdej szkole podzielona była na wiele osób, zaczynając od tych bardziej popularnych, kończąc na najbardziej znienawidzonych. Ustawiła się do dość sporej kolejki po jedzenia, mogła sobie nakładać takie pożywienie, jakie chciała, ale szczerze mówiąc nic nie przypadło zbytnio do jej wygórowanego gustu.
Z talerzem pełnym warzyw zaczęła się rozglądać po stolikach, żeby znaleźć jakiś wolny, gdzie mogłaby usiąść. Właśnie wtedy ktoś złapał ją za ramię, zdziwiła się i odwróciła w stronę tej osoby.
Vivianne była na szkolnym dziedzińcu i z skrzywionym wyrazem twarzy patrzyła na jej nową szkołę, była naprawdę duża i zaczęła się już martwić, czy w ogóle znajdzie odpowiednią salę. Miała nadzieję, że jej tato załatwił wszystko, gdy ją tutaj zapisywał, a raczej jego sekretarka to zrobiła. Szybkim krokiem zaczęła omijać ludzi spotkanych na dziedzińcu, było tam naprawdę spora ilość uczniów. Zgrabnie ich omijała.
Jednakże ta passa powodzenia nie mogła trwać dla niej wiecznie, była naprawdę pechową osobą. Zmartwiona spojrzała na zegarek, a żołądek podszedł jej aż do gardła. Miała zaledwie pięć minut na znalezienie klasy w tak ogromnej szkole. Nawet nie podniosła wzroku, przyglądała się wskazówce, która niestety ciągle parła na przód. Nim zdążyła spojrzeć na przód wpadła na kogoś i runęła na ziemię, usłyszała charakterystyczny dźwięk, który towarzyszył rwącym się rajstopom. Zmarszczyła brwi i spojrzała na osobę na którą wpadła, a raczej na brązowe buty. Podniosła głowę do góry. Wpadła na blondyna o miodowych oczach, który uśmiechnął się niezręcznie i kucnął obok niej.
– Naprawdę przepraszam... spieszyłem się i Cię nie zauważyłem. – odrzekł i podał jej dłoń, chwyciła jego dłoń, a on pomógł jej wstać.
– Nie szkodzi... to moja wina, nie uważałam. – odparła miłym głosem i uśmiechnęła się do wysokiego blondyna. – patrzyłam na swój zegarek i nawet nie zerknęłam do przodu. To ewidentnie moja wina, poza tym mogłeś mnie nie zauważyć ze względu na mój niski wzrost. Kolejny dowód na to, że to moja wina, powinnam bardziej uważać. – dodała z neutralnym wyrazem twarzy.
– Naprawdę... to moja wina, przepraszam Cię bardzo. Jestem Nathaniel, możesz mi mówić Nath, jeśli chcesz. – powiedział z serdecznym uśmiechem na twarzy, jego grzeczność była naprawdę miłą odmianą, ale raczej była nazbyt przesadzona.
– Miło mi poznać, jestem Vivianne. – odpowiedziała. - przepraszam... ale aktualnie szukam klasy trzydzieści pięć, jestem nowa i nie za bardzo orientuje się gdzie jest ta sala.
– Ech... pokażę Ci gdzie jest ta sala, tylko więcej mnie nie proś o takie rzeczy? Już i tak ciężko się pozbyć reputacji chłopca na posyłki... – zaczął iść przed siebie, a Vivianne szła za nim. Nie za bardzo przejęła się dość sporymi oczkami na rajtuzach, ponieważ była na taką ewentualność przygotowana i na następnej przerwie chciała szybko je zmienić.
Niestety za nim w ogóle przedostali się przez tłum ludzi dawno zabrzmiał dzwonek.
– Spóźnisz się już na pierwszą lekcję... – stwierdził. – ja się też spóźnię, ale to nic, jakoś mi to odpuszczą. Z tobą będzie gorzej, w naszej szkole panuje niezły rygor odkąd nasza dyrektorka stała się vice dyrektorką. – westchnął.
– To nie jest za ciekawie, nigdy się jeszcze nie spóźniłam na lekcję. Zwykle byłam punktualna. Ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Nathanielu nie musisz mi pomagać znaleźć sali, poradzę sobie sama, nie chcę, żebyś przeze mnie spóźnił się jeszcze bardziej.
– Jak już powiedziałem, że to zrobię, to to zrobię, jasne? - westchnęła głęboko i nieznacznie kiwnęła głową. – chodźmy już. – szła obok niego, choć ciężko było jej dotrzymać mu kroku, ponieważ miał znacznie dłuższe nogi i poruszał się dużo szybciej od niej. Szli tak w milczeniu.
– Twoją pierwszą lekcją jest włoski, nieprawdaż?
– Owszem, czemu tak nagle z tym wyskoczyłeś?
– Ponieważ u nas przedmioty dotyczące nauki języków obcych są łączone, ja również mam włoski. W której klasie jesteś?
– Jak mniemam jestem w drugiej be.
– Ja natomiast jestem w drugiej a, więc jedynie będziemy mieli razem włoski oraz angielski.
– Zgadza się.
Chłopak zapukał do drzwi na których była spora cyfra 35. Wszedł do środka, a za nim weszła brązowowłosa.
– Przepraszam za spóźnienie. – odparł nienaturalnie miłym głosem. – Spóźniłem się wraz z Vivianne dlatego, że jest tutaj nowa i poprosiła mnie, żebym ją oprowadził.
– Ech... dobrze, niech będzie, ale żeby to spóźnienie nie powtórzyło się kolejny raz, rozumiemy się?
– Oczywiście. – odpowiedział i usiadł na swoje miejsce. Vivianne rozejrzała się po klasie szukając wolnego miejsca, zobaczyła jakieś ostatnie wolne miejsce przy oknie. Zrobiła krok do przodu.
– Może przedstawiłabyś się klasie? – zaproponował z uśmiechem nauczyciel o jasnych oczach.
– Nie ma problemu, jednakże nie za bardzo wiem, co powiedzieć o swej osobie, więc łatwiej by było, gdyby zadawali mi pytania, na które chcieliby uzyskać odpowiedź.
– Jeśli tak według Ciebie będzie łatwiej, możecie zadawać pytania, tylko nie durne, to tyczy się połowy klasy. – zgromił poniektóre osoby wzrokiem.
– No więc, najpierw zacznę od przedstawienia się. Jestem Vivianne de Valois, Jeśli macie jakieś pytanie śmiało możecie je zadawać, ja nie gryzę, czasem. – dokładnie spojrzała na osoby siedzące w podwójnych ławkach, widać było, że niektóre osoby chciały podnieść rękę i zadać jej jakieś pytanie.
Siedzący na końcu czerwonowłosy przewrócił oczami i spojrzał na siedzącego obok siebie białowłosego.
– Ta laska wydaje się być irytująca... – stwierdził zniesmaczony.
– Najpierw trzeba ją poznać, żeby takie coś stwierdzić Castiel. – westchnął cicho. W tym samym czasie blondynka o turkusowych oczach zadała jej dość mało istotne pytanie.
– Moje rajtuzy? – Vivianne trochę się zdziwiła. – są podarte ze względu na to, że niefortunnie zetknęły się z betonowym podłożem, a wszystko przez moją nieuwagę. – Lysander spojrzał na dziewczynę i podniósł jedną brew do góry.
– Faktycznie irytująca... – powiedział cicho, na tyle cicho, żeby siedzący obok niego chłopak tego nie usłyszał.
– Jeszcze jakieś pytania? – niebieskooka wzbudziła u Vivianne zainteresowanie, kojarzyła ją.
– Skąd wziął się taki krasnal, jak ty? – spytał ironicznie szarooki. Brąz włosa spojrzała w jego stronę z neutralnym wyrazem twarzy, uśmiechnęła się.
– Naprawdę zabawne pytanie, z przyjemnością udzielę na nie odpowiedzi, chociaż może to być dla Ciebie dość skomplikowane, buraki chyba zbyt szybko nie przyswajają informacji? – większość klasy zaśmiała się cicho. Natomiast sam "burak" nie wyglądał, jakby było mu do śmiechu, zacisnął rękę w pięść i zacisnął zęby.
– Uspokój się Castiel. – odparł siedzący obok niego Lysander.
– Ta mała... odgryzł bym się, ale wolę zrobić to później.
Po kilku bezsensownych pytaniach na które musiała odpowiedzieć usiadła na wolne miejsce. Praktycznie nic nie widziała, raczej rzadko się zdarzało, żeby ktoś z drugiej liceum miał wzrost poniżej metra sześćdziesięciu. Westchnęła głęboko i zmarszczyła brwi.
Dzień w szkole mijał jej wyjątkowo spokojnie, wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że na przerwie obiadowej postanowiła zajrzeć do swojej szafki. Z purpurowej szafki wypadł biały liścik. Nieźle się zdziwiła, był to jej pierwszy dzień w szkole, a już dostała jakiś liścik? Był on naprawdę ładnie zapakowany, lecz nie było napisane do kogo jest zaadresowany. Niepewnie otworzyła lawendową kopertę i wyciągnęła z niej białą kartkę, na której ktoś coś napisał, ta osoba miała naprawdę przepiękne pismo. Był to list miłosny, niestety w liście nie było opisanego wyglądu wybranki adresata, więc równie dobrze ktoś mógł pomylić szafki. Odetchnęła z ulgą.
Postanowiła wybrać się na stołówkę i coś przekąsić, sprawa z listem, ani ją grzała, ani ją ziębiła. Chociaż miło by było, gdyby tak pięknie dobrane słowa o miłości byłyby skierowane w jej stronę.
Stołówka była naprawdę sporej wielkości i jak to w każdej szkole podzielona była na wiele osób, zaczynając od tych bardziej popularnych, kończąc na najbardziej znienawidzonych. Ustawiła się do dość sporej kolejki po jedzenia, mogła sobie nakładać takie pożywienie, jakie chciała, ale szczerze mówiąc nic nie przypadło zbytnio do jej wygórowanego gustu.
Z talerzem pełnym warzyw zaczęła się rozglądać po stolikach, żeby znaleźć jakiś wolny, gdzie mogłaby usiąść. Właśnie wtedy ktoś złapał ją za ramię, zdziwiła się i odwróciła w stronę tej osoby.
Rozdział II Rozpoznany i zdemaskowany cz. 2
Vivianne była w szoku, nie wiedziała... albo nie chciała wiedzieć.
– Vivianne... proszę Cię przestań już udawać.
Brązowowłosa odwróciła się w jego stronę jeszcze raz,
tym razem wiedziała, co powiedzieć.
Ale twoje opo mnie rajcuje XD
OdpowiedzUsuńNiecierpliwie czekam na więcej :*
Ach ten Kazik, nie mam do niego siły.
Zawsze musi coś palnąć XD